To zupełnie nieprawdopodobne uczucie i niespotykana sytuacja. Komputer, który służy na co dzień. odmawia chęci współpracy. Tak totalnie. Po prostu otworzyć się nie chce. Pomimo próśb i gróźb. Milczy jak grób. Niestety trzeba kupić nowy. Naprawianie weterana nie wiadomo, ile by kosztowało. Trzeba kupić nowy – i już. A ty, człowieku w miarę przyzwoicie funkcjonujący w wirtualnym świecie na jakiś czas zostajesz jak bez ręki. Świat zmienia się nie do poznania. Nawet tu na tej stronie nie mogę napisać ani jednego słowa. Nie mogę wyrzucić zbierającego się spamu. Słowem – koszmar.
I co z tego, że jest tablet, a więc mogę normalnie mailować. I co z tego, że wokół mnie są jakieś inne komputery – tego mojego nie ma i nie wiadomo, co robić z wolnymi wieczorami. Ile razy można iść do teatru z powodu popsutego komputera?
Oczywiście nieco przesadzam, ale coś w tej mojej przesadzonej opowieści jest. Jak siebie znam, mając staruszka IBM, pewnie bym napisał najwyżej jeden tekst, więc strata dla moich czytelników niewielka. Jakież to miłe były czasy, gdy pisałem kilka razy w tygodniu, i to dla każdego coś miłego. Było trochę o polityce, nie tylko o harcerstwie i kulturze. I takie rozliczne varia. Co miesiąc obiecuję sobie, że to się zmieni, że będę pisał, bo jest o czym. Obiecuję sobie – i nic. Ale świat się nie kończy, jeszcze do systematycznego pisania kiedyś wrócę. (Obiecywałem to już kilka razy).
Dziś mam już nowy komputer – uczę się go. Jakiś taki delikatny, dotknąć go nie można, aby czegoś nowego nie pokazał. Tyle różnych funkcji, że aż głowa boli. I same kłopoty lub niespodzianki. Ustawienie poczty to był kłopot a znalezienie miejsca z moimi dokumentami do dziś sprawia mi problem. Ciągle chce mi pokazywać pogodę albo otwiera coś, co mi jest zupełnie niepotrzebne. Przede mną nieco okiełznania tej maszynki.
Przed chwilą miałem ogromny problem z zalogowaniem się na tę stronę. Powiedział mi, że się program zapętlił. Więc dałem sobie spokój i tylko otworzyłem stronę nie licząc, że uda mi się coś napisać. A tam co? Jestem zalogowany. Nic nie rozumiem. I pewnie tak już być musi.