W Teatrze Żydowskim piosenki braci Gershwinów. O tym pierwszym – George’u – wszyscy wiedzą. Fragmenty „Błękitnej rapsodii” czy „Amerykanina w Paryżu” znamy, nucimy, ba, także zachwycamy się nimi. O tym drugim – Irze – autorze tekstów, wielu do melodii brata – ja nie słyszałem. Dlatego gdy przeczytałem o premierze widowiska, w której prezentowane są ich piosenki, natychmiast kupiłem bilety. Chwilkę tylko musiałem się zastanowić, dlaczego te piosenki prezentowane są w Teatrze Żydowskim a nie na przykład na małej scenie „Romy”. A odpowiedź na takie pytanie jest banalne. Gershwinowie byli Żydami. I to wystarczyło, by właśnie na deskach Teatru Żydowskiego znaleźli się amerykański kompozytor z amerykańskim tekściarzem.
Teatr ten zmienia się. Takim dramatem, który symbolizuje te zmiany, był „Dybuk” w reżyserii Mai Kleczewskiej. Oglądałem. Niezbyt mi się podobał. Ale nie da się ukryć, że na widzach (to było jeszcze na starej, nieistniejącej już scenie teatru) robił wrażenie. Ale „Aktorzy żydowscy” są znakomitym spektaklem. To już jest prawdziwy teatr. Ciekawe jest też przedstawienie według Singera – „Szosza”. Mogę powtórzyć to, co napisałem o „Dybuku” – nie jest to widowisko, które mnie zachwyca, ale na pewno różni się od „dawnych” inscenizacji, za czasów poprzedniego, wieloletniego dyrektora.
Wydaje mi się, że kłopoty lokalowe bardzo mobilizują dyrekcję i zespół aktorski teatru. Doszło nawet do tego, że któreś z przedstawień grane jest w języku jidish. A przecież przed laty wszystkie prezentacje, od czasów funkcjonowania teatru w baraku przy Królewskiej, grane były w tym języku. Tak – nowe jest plusem, ale i stare , to dobre stare wraca. Cieszę się.
A na malutkiej scenie przy Senatorskiej „Gershwinowie”. Na bardzo malutkiej, zastępczej, niewygodnej dla widzów i wydaje się, że dla aktorów. Reżyser Jan Szurmiej wymyślił spektakl, w którym trójka aktorów-wokalistów cały czas się przebiera. Wyobrażam sobie, jakie to trudne zadanie. Ale całość wystawione zgrabnie, ładnie, kulturalnie. Tak po amerykańsku, tak kabaretowo. Ktoś z tej trójki śpiewa lepiej, ktoś gorzej. Ale całość jest zgrabnym spektaklem. Mogłaby być spokojnie wystawiona w wymienionej przeze mnie „Romie” lub na małej scenie „Ateneum”. Tam jeszcze muzyka mogłaby być na żywo. Tak, to jest dobry profesjonalny teatr. Jeden z dobrych teatrów w stolicy.