Tak, dziś będzie o dziesiątym punkcie Prawa Harcerskiego. Tym, który nie tak dawno zmieniony został przez zjazd ZHP. Będzie o tym punkcie i przedziwnym jego rozumieniu. Nie będę się zajmował historią harcerstwa, Małkowskim, Szarymi Szeregami, statutami – przedwojennymi i powojennymi. Nie zajmę się także Prawem Harcerskim obowiązującym w ZHP poza granicami Kraju. Choć warto, bo bardzo podobne jest do tego funkcjonującego w dzisiejszym ZHP. Porozmawiamy o tym punkcie, który jest zmodernizowany, zdaniem jednych – poprawionym, zdaniem innych – popsutym. Ten punkt powinniśmy interpretować. Oczywiście dlatego, że obowiązuje nas dziś, ale będzie (chyba) obowiązywał nas jutro i pojutrze. Brzmi on: „Harcerz pracuje nad sobą, jest czysty w myśli, mowie i uczynkach; jest wolny od nałogów”.
Zaczyna się ta cząstka harcerskiego prawa od sformułowania zobowiązującego harcerza do pracy nad sobą. Fakt, wszystkie poprzednie punkty też do pracy nad sobą zobowiązują. Ten jakby pointuje, zamyka tamtą dziewiątkę. Praca nad sobą – bycie coraz lepszym; we wszystkich sferach. Tej intelektualnej, tej fizycznej, tej duchowej. To proste. Często mówimy w harcerstwie o stawianiu wyzwań. Tak, to praca nad sobą przez stawianie wyzwań.
Przy okazji rozmowy o zmianie 10. punktu Prawa zdumiał mnie pewien młody, aczkolwiek pełnoletni od jakiegoś czasu instruktor. Stwierdził, że bardzo się cieszy z tego nowego zapisu. Będzie teraz swoim harcerzom powiedzieć, że lubi sobie strzelić malucha, po zbiórce pójść na piwo a dziewczyną usiąść i wypić butelkę dobrego wina. No, może troszkę tu fantazjuję, ale ogólna wymowa jego wypowiedzi była właśnie taka. Instruktor ten stwierdził, że nie musi już nikogo oszukiwać. Nie musi być (jak poprzednio) dwulicowy. Mówić harcerzom, że alkoholu nie pije, co prawdą nie było.
Porozmawiajmy na serio. Opowiadanie harcerzom o własnych nałogach lub nawet o ulubionych napojach wyskokowych jest skandalem. Granica między nałogiem a przyjemnością wypicia jednego piwa jest cienka. Ów instruktor zupełnie zapomniał, że ma być wzorcem dla swoich harcerzy (i harcerek też). Nie widzi, że działa w środowisku, gdzie mieszka sporo rodzin patologicznych, że abstynencja szczególnie tam powinna być tam propagowana.
Zastanawiam się, czy ten instruktor umawia się ze swoimi harcerzami (i harcerkami także), że gdy skończą osiemnaście lat, pójdzie z nimi po zbiórce na piwo (ma on swoje zasady – na zbiórce będzie trzeźwy, dopiero później może sobie używać życia). Czy zatem pracuje nad sobą? Oczywiście nie. Czy jest czysty w myślach? Wątpię.
W jego przypadku sens miałoby tylko jedno stwierdzenie: – Mam pewną niedoskonałość, jestem w pewnej dziedzinie swego życia mało harcerski. Będę się starał zwalczać moje nienajlepsze postawy, moje słabości. Opracuję moją indywidualną ścieżkę rozwoju i będę nią kroczył. – Ale tak nie jest. On jakby szczycił się swoją nieharcerską postawą.
Do pracy nad sobą zachęcałbym owego druha – ekshibicjonistę i innych druhów podobnie myślących. Powtórzę – pracujmy nad sobą, starajmy się dla naszych wychowanków być wzorcem. Instruktor z papierosem w zębach i butelką piwa w ręku takim wzorem nie był, nie jest i nie będzie. Nigdy. Przeczytajcie ze zrozumieniem 10 punkt harcerskiego prawa. Ze zrozumieniem.
W moim przekonaniu wszystko zależy od tego gdzie i czy postawimy granicę. Nikt nie mówi o pojawianiu się na zbiórce, biwaku czy obozie z papierosem czy butelką w ręku. Mamy dążyć do perfekcji ale czy totalne nie spożywanie alkoholu jest czymś złym? Czy wypicie lampki wina w czasie randki z dziewczyną/narzeczoną/żoną czy chociażby w czasie sobotniego obiadu jest czymś złym? W moim przekonaniu sztuką jest znać granicę, napisałbym sztuką jest umieć pić ale mogłoby to być źle zrozumiane. Nie traktujmy alkoholu jako zła totalnego, poza wódką czy piwem, które kojarzy nam się raczej z czymś negatywnym mamy np. wino, które pite z umiarem kojarzy się wręcz przeciwnie z bankietem, dobrym wychowaniem czy obyciem.