Dziś w Mickiewiczu skromne pożegnanie. Kwiatki, drobny prezent, kilka słów z mojej strony (wszak nie odchodzę na serio ze szkoły, coś muszę zrobić, coś musimy zrobić z wychowawcami klas pierwszych, z całą radą pedagogiczną, aby odrodzić „Trójkę”; dopiero, gdy drużyna harcerska będzie w szkole działała, będę mógł powiedzieć – odchodzę na emeryturę). Rzecz nie byłaby warta opisywania, bo było miło, ale to przecież taki incydent, drobny fragmencik rady pedagogicznej, gdyby nie list, a właściwie fragmencik listu, jaki wystosowała pod moim adresem nasza pani Dyrektor.
Otóż w liście tym znalazł się cytat, który brzmi: „W emeryturze nie ma nic złego pod warunkiem, że nie dopuścimy, aby przeszkadzała w pracy”. I nie jest istotne, czy to rzeczywiście powiedział jeden z amerykańskich prezydentów. Ważna jest mądra w rzeczywistości myśl, że w każdym wieku można pracować. Ba, że nie powinniśmy od tej pracy uciekać. Jedni powiedzą: – Pracuję na działce. – Inni będą pisali pamiętniki, ktoś jeszcze opiekować się będzie chorym kuzynem czy wnukami. Emeryt cały czas pracuje.
Ciągle ktoś zadaje mi pytanie, jeżeli już nie pracujesz w szkole, jeżeli już nie otrzymujesz pieniędzy z ZHP, to chyba się ogromnie nudzisz. Odpowiadam, że nuda jest niemożliwa. Bo jest redakcja „Czuwaj”, jest nasz hufcowy „Praski Świerszcz” – co miesiąc pisanie i redagowanie tekstów. Jest rocznik „Harcerstwo”, który lada chwila trzeba dać do druku. Jest hufcowa komisja stopni oraz zespół kształcenia, jest opieka nad stroną hufca. (Ta strona, niby taka drobna sprawa, a zajmuje mi sporo czasu). Są harcerze z Białorusi, dla których szykujemy obóz (i na którym to obozie będę – to prawie trzy tygodnie ciężkiej pracy). W najbliższym czasie mam też przydzielone przez dyrekcję redagowanie wydawnictwa z okazji 120-lecia Mickiewicza (oczywiście liceum noszącego jego imię). No i mam kilka pomysłów na przyszłość, w tym wielkie domowe sprzątanie – to praca na pół roku.
Strasznie mi się podoba – emerytura ma nie przeszkadzać w pracy. Muszę sobie gdzieś zapisać to zdanie. A na razie w najbliższy poniedziałek jadę do szkoły, by przez cztery godziny w komisji rekrutacyjnej przyjmować świadectwa gimnazjalistów, którzy chcą od września zostać uczniami Mickiewicza. Pożegnanie było, ale obowiązki pozostają obowiązkami. I wcale się tym nie martwię.
