„Otello” to ważny dramat. Jak zwykle u Szekspira pokazane są trudne zmagania człowieka, trud życia w świecie, który jest pełen niespodzianek, który go mami i sprowadza na manowce. Świat, w którym żyją ludzie mądrzy i głupi, dobrzy i źli. Szekspir stara się odpowiedzieć na bardzo proste pytania. Czym jest miłość? Zazdrość? Przerost ambicji? Czy człowiek jest w stanie w każdej sytuacji zachować godność? Autor pokazuje, że prościutka intryga może zniszczyć nam życie.
W „Wikipedii” czytamy: Tytułowym bohaterem sztuki jest Maur, który żeni się z córką weneckiego senatora, Desdemoną. Choć żona pozostaje mu wierna, Otello, za sprawą intryg, zaczyna podejrzewać ją o cudzołóstwo i daje się ogarnąć obsesyjnej zazdrości.
Jakież to proste i jasne. Zauważmy, że aby wydobyć różne niuanse ludzkiej natury Szekspir czyni Otella jest czarnoskórym. Różni się więc wyglądem od mieszkańców Wenecji i w związku z jego wyglądem autor mógł budować część akcji.
W warszawskiej Akademii Teatralnej została wystawiona tragedia Szekspira. Wystawiona nowocześnie, we współczesnym przekładzie. A więc słowa uznane na co dzień za wulgarne padają tam często, rozmowy o rozlicznych czynnościach seksualnych są wydobywane jako najważniejsza część dramatu, stosunek męsko-męski też wyeksponowany. A więc ta, nazwijmy to naturalistyczna część funkcjonowania człowieka odgrywa w owym „Otellu” niebagatelną rolę. Drugi ważny element dramatu to zachowania homofobiczne w stosunku do Otella-Maura. Pani reżyser, a jest nią Grażyna Kania, widzi, jak nasze społeczeństwo traktuje „obcych”, więc wpycha nam w głowy przesłanie: – tak nie można, tak nie należy postępować. Naiwne to, nazbyt naiwne.
Gdy już główni bohaterowie poświntuszyli i dowiedzieliśmy się, że trzeba „obcych” kochać, a przykładem tejże miłości jest Desdemona, pani reżyser udowadnia nam, że co prawda Otello ma czystą duszę, ale ręce nie. Brudzi więc wszystkich dookoła. Oczywiście brudzi też swą partnerkę, która w pewnym momencie ma twarz prawie tak samo czarną jak Otello. Otello czasem jest bledszy, czasem coś z siebie zmywa czy sciera, ale później ponownie marze się czarną farbą. Zabiegu tego nie rozumiem, ale czy ja muszę wszystko rozumieć? istotne jest to, że ów Maur jest sprawny fizycznie, znacznie bardziej sprawny niż biali ludzie, którzy mają czasem brudne sumienia. I ów Maur wspina się na drążki zawieszone na scenie. Jaki sens mają owe drążki – nie wiem, może właśnie po to, by pokazać umiejętności młodego aktora.
Ja tu sobie ironizuję i zajmuję się drobiazgami. Ale trzeba udzielić odpowiedzi na pytanie zasadnicze. Dlaczego uważam, że młodych, zdolnych studentów Akademii Teatralnej ktoś, pewnie największa tu rola Grażyny Kani, wpuścił w maliny, tłumacząc im, że tworzą wielkie dzieło? Odpowiedzmy. Aby pokazać aktualność dzieła Szekspira nie należy mącić, zaciemnieć lub – w drugą stronę – udawać, że się rozjaśnia interpretację. Można grać bez dekoracji, ale po co te pręty? Można dziwaczyć ze strojami – ale po co te dziwactwa w strojach Desdemony z ostatnią nibyweselną suknią, w której bohaterka zostaje zamordowana. Jakież manieryczne (nie tylko w tym przypadku) było nagranie, w trakcie którego – piszę tu o ostatniej scenie – Otello morduje Desdemonę, choć wydaje się, że równocześnie się z nią fizycznie kocha. I ta bieganina, ten pozorny ruch i pośpiech. Te krzyki na scenie. Biedna. Biedna zdolna młodzież aktorska. I biedni widzowie, którzy przez 2,5 godziny (bez przerwy) muszą oglądać kiepskie widowisko.