Może powinienem przestać chodzić do teatru, zaszyć się w zaciszu domowym i dać sobie spokój z tymi spektaklami, które mi się po prostu nie podobają, Bo jak to może być, że widowisko ma znakomite recenzje, świetnie jest oceniane przez krytyków a ja siedzę na widowni i nie wiem, czy warto było wydać tych kilkadziesiąt złotych, które zapłaciłem w kasie. W „Studio” grają przedziwne „Wyzwolenie”, w studenckim „Collegium Nobilium” oglądam dziwnego „Otella” a teraz męczę się na „Wysockim”.
No, wydawałoby się, że do trzech razy sztuka. Zdecydowanie liczba wieczorów nieudanych w ostatnim czasie jest znacznie większa niż tych, z których wyszedłem zachwycony.
Spektakl o Wysockim – poecie i pieśniarzu, mówimy – bardzie. O idolu swojego pokolenia. Mówiłem przed przedstawieniem – o drugim po Okudżawie. W czasie spektaklu też pada nazwisko Okudżawy w podobnym kontekście: – Okudżawa jest największym pieśniarzem…, oczywiście (mówi bohater – Wysocki) po mnie. No i okazuje się, że „Modlitwa” Okudżawy jest najlepiej wykonaną piosenką w czasie całego wieczoru.
Spektakl o Rosji i Wysockim. O Wysockim i Rosji. Dlaczego to spektakl zły? Czy dlatego, że śpiewanych po rosyjsku piosenek Wysockiego nie da się zrozumieć? I to nie dlatego, że moja znajomość tego języka jest skromna. Obok mnie siedzi K. biegle znająca ten język i też ma kłopot, duży kłopot. Czy dlatego, że Piotr Sieklucki – autor przedstawienia – śpiewa dość wysoko, jakoś nie tak, jak Wysocki? Nie, nie o to chodzi.
Rzecz w tym, że Sieklucki niesłychanie uprościł postać swego bohatera. Cały czas zastanawia się, co wpłynęło na jego życie i postawę życiową. I ma tylko dwie odpowiedzi: To radziecki komunizm z jego mocną, twardą, jednoznaczną indoktrynacją oraz alkohol. A może odwrotnie – alkohol i wychowywanie w ustroju, którego symbolami był sierp i młot. Może żona Wysockiego – autorka najważniejszej części tekstu – Marina Vlady- tak właśnie widziała swego męża? Po prostu nie była dobrym psychologiem? No dobrze, zgoda, Wysocki zapił się na śmierć. To prawda.
Ale czy rzeczywiście nikogo nie kochał? Czy nie miał żadnych poglądów (poza tymi, które były mu wbijane do głowy jako dziecku)? Czy niczego nie rozumiał, bo wódka zamąciła mu umysł? Dlaczego był tak popularny? Czy naprawdę dlatego (jak możemy wysnuć z poszczególnych scen), że pijany wychodził na scenę? To jakieś nieporozumienie. Napiszmy po Gombrowiczowsku: – Włodzimierz Wysocki wielkim twórcą był. – I jeżeli był wielkim twórcą, to ja chciałbym wiedzieć, dlaczego. Po „Wysockim. Powrocie do ZSRR” nie wiem.
PS Widowisko (taki teatrzyk objazdowy – jeden bardzo dobry aktor, jeden dobry i akompaniator) zostało sprowadzone z Krakowa do teatru IMKA w ramach większego projektu „Polska w IMCE, niecodzienny festiwal teatralny”. A więc zostało wybrane jako bardzo dobre spośród innych, też dobrych. Jeżeli to ma być wybitny spektakl, to jakie muszą być te słabsze? Strach myśleć.