Nasz pradziadek hrabia Fredro potrafił nas, dorosłych, bawić. Pisywał nie tylko moralizujące, zabawne komedyjki w rodzaju „Zemsty” czy „Ślubów panieńskich”, komedyjki, które weszły do kanonu lektur szkolnych i każdy uczeń w Polsce coś na temat Papkina i jego krokodyla może zeznać. Pisywał także teksty dla dorosłych, bardziej drapieżne, ostrzejsze, z mocniejszym wydobyciem wątków erotycznych. (Z jakim trudem reżyser w Teatrze Narodowym starał się kilka lat temu w swej świetnej inscenizacji (widzowie siedzą na scenie – pamiętacie?) pokazać niemoralne zachowanie Wacława. Ale musiał pokombinować!
W „Mężu i żonie” kombinować nie trzeba. Niemoralność płynie ostrym strumieniem. Bohaterowie tworzą nie tyle trójkąt, ile czworokąt małżeński. On i ona, ten trzeci i panna służąca, która jest kochanką obu panów. Zabawne, wieloznaczne, komiczne, ale i tragikomiczne. W zwierciadełku odbija się świat I połowy XIX wieku, ale i okazuje się, że i nasz. Bo niczym, ale absolutnie niczym nie różnimy się dziś od tamtych mężów, żon i ich kochanków.
Na malutkiej scenie przy Magazynowej grają tę komedyjkę. Ciekawie, bo uwspółcześniając ją prostym rekwizytem – telefonem komórkowym, którym przesyłać można długie listy miłosne, przekazywać informacje, mieć w nich zdjęcia… W zaproponowanej nam zabawie ostry seks jest tylko opowiedziany, nagości w widowisku nie uświadczysz, ale o owej nagości, a właściwie erotyzmie jest mowa w co trzecim zdaniu.
Na malutkiej scenie przy Magazynowej grają aktorzy, powiedzmy sobie szczerze – mało śliczni. I wcale nam to nie przeszkadza. Przecież to utwór uniwersalny, bo na tej scenie jesteśmy my – widzowie Teatru Druga Strefa, nasze marzenia, zachowania, problemy. Wszystko jak w pigułce – podane jako lekarstwo – bardzo sprawnie.
Tu dygresja – jakiś czas nie było mnie w tej części Mokotowa. I muszę przyznać – jakaż tam zaszła kolosalna zmiana! Nie tak dawno szło się do teatru jakąś podmiejską uliczką, przy której straszyły okropne płoty i za tymi płotami koszmarny bałagan. A dziś idziemy obok ładnych apartamentowców, niektóre z nich są ślicznie podświetlone. Po prostu Europa. Baraczek teatru, który niegdyś wpasowywał się w otoczenie, zaczyna razić. Niegdyś był piękny w swej brzydocie.
A „Mąż i żona” wystawiony dobrze, wieczór można uznać za udany. Zostaliśmy skutecznie przekonani, że nie tędy droga do szczęścia.