W jednej z recenzji po premierze napisano, że widzowie są „ustawieni”, bo przecież nikt, żaden widz, nie zgodziłby się wchodzić w taką interakcję z aktorami. Czy rzeczywiście? Przecież ja jestem przykładem, że nikt się wcześniej ze mną nie umawiał, a zagrałem scenkę w „Neronie” w Teatrze Powszechnym dwa dni temu. Tak, zapłaciłem większą sumę, by siedzieć na scenie – być rzymskim senatorem. Ale się nie spodziewałem, że nie będą to krzesła, lecz leżanki (piekielnie niewygodne, trzeba było obracać się z boku na bok, by obserwować akcję), że będzie tam też odrobina wina, owoce. A przede wszystkim, że nas, senatorów, będą nasze władze, nasz Neron, okropnie wykorzystywać. A to konkurs w jedzeniu ciasteczek w formie płodów nienarodzonych dzieci, a to siedzenie na stołkach symbolizujące krzyże chrześcijan. Mnie przypadło złamanie 10 punktu Prawa Harcerskiego. Zostałem prawie zmuszony znienacka do wypicia żołądkowej gorzkiej. Trzech kieliszeczków płynu, którego w życiu jeszcze nie piłem. A później spędzenia „słodkiego” sam na sam ze ślicznym półnagim młodzieńcem. Ot, w nagrodę.
O czym jest ów „Neron”? Przedstawieniem o władzy? O władzy potężnej, nad połową ówczesnego świata. „Rzym jest tam, gdzie postawiłem swoją stopę” – mówi Neron. To przedstawienie o miłości i seksualizmie człowieka? Aktorzy obnażają się często. Obie żony Nerona – ta, której obciął głowę, i ta, z którą bierze symboliczny ślub, także niekompletnie ubrane. Zamordowana – już złota, pomnikowa. A ślub był trzyosobowy. Neron i dwoje partnerów – on – Neron, i ona – Neron. Troje Neronów. W Rzymie zwycięzca konkursu w jedzeniu ciasteczek (zjadł tylko jedno, konkurencja więcej, ale Neron wie, kto jest najlepszy) wybiera między chłopcem a dziewczyną – taką ma nagrodę. Dlatego mnie przypadł chłopiec – trudno. Miłość, także ta fizyczna, jest bardzo ważna. Albo ważna jest śmierć. – Jak chciałbyś umrzeć – pada pytanie rzucone do widowni po opowiedzeniu, w jaki sposób umierał Tacyt. Pewna zgorszona pani na widowni stwierdza, że przedstawienie należy przerwać. Ale nie toczy się dalej, choć z różnym tempem. Czy jednak świat, także ten rzymski, może być doskonały?
Pewne jest jedno – nie jest to rzymski świat prezentowany przez Sienkiewicza. Nie jest to świat czarno-biały. Wiele w trakcie przedstawienia pada pytań, na które laureat nagrody Nobla potrafił udzielić odpowiedzi, my mamy z tym niejaką trudność. Może świat jest bardziej skomplikowany, niż się Sienkiewiczowi wydawało?
Następnego dnia chodziłem jak połamany. Te leżanki były okropne. I wódeczka, wino i chłopiec w nagrodę wcale mi tego nie zrekompensowali. A świat Nerona i nasz współczesny tak niewiele się różnią. Aż dziw.