W marcu? O obozie? Tak, Mój Ulubiony Instruktor, po prostu Mulin usiadł przed komputerem i zaczął rozmyślać. Trzeba zacząć pisać plan pracy. Obiecał przecież całemu szczepowi przedstawić koncepcję programu jeszcze w marcu. A marzec się kończy. Siedział więc przed komputerem i wpatrywał się w klawiaturę.
Takie wpatrywanie w klawiaturę daje nieprawdopodobne efekty. Na przykład z lewej strony na górze jest literka „q”. Co ona tam robi? Taka nieużywana na co dzień. Może by ją jakoś wykorzystać? Obrzędowość niewykorzystanej litery? Mało. Może więc obóz nazwać „Quo vadis?” i zaproponować obrzędowość z pierwszego wieku naszej ery? Niech będzie rzymski. Z Neronowych czasów. Tu druhowi Mulinowi zaświtał cudowny pomysł: Będziemy na obozie organizować uczty dla kadry. Takie w stylu Poloniusza. Tylko czy harcerze będą potrafili wybudować odpowiednie leżanki, bardzo wygodne, aby głowa była lekko uniesiona, a całe ciało leżało swobodnie, w pozycji relaksacyjnej? Jak dobrze, pomyślał, że nasz 10 punkt Prawa jest zmodyfikowany, musimy być wolni od nałogów, więc w trakcie uczty będzie można beznałogowo napić się wina (oczywiście rozrzedzonego wodą, na modłę starożytnych). Wtedy przypomniał sobie liczne warsztaty, które w organizacji przeprowadza druhna E. Przecież taka uczta to dużo nagości i, nie daj boże, jakiś zły dotyk. Nie, wino winem, może być. A dotyk dotykiem – niedozwolony. Nie można pójść w tę stronę. Absolutnie.
No dobrze, ale może wymyślić coś dla harcerzy? Jakieś wyzwania? Wyobraźnia druha Mulina zaczęła pracować na najwyższych obrotach i gdyby ktoś siedział obok niego, przestraszyłby się, gdyż mój ulubiony druh krzyknął „Eureka!”. (Czy zauważyliście, że dh M. jest wielce edukowany? „Q” skojarzyło mu się z powieścią Sienkiewicza, pamiętał imię ważnego w tej powieści bohatera i znał obce słowo, zupełnie jakby wiedział, co odkrył Archimedes). Niestety dh M. nie przebywał w wannie, więc nie mógł w pełni naśladować słynnego Greka. Jego myśli pobiegły w kierunku Rzymu i aktualnych naszych obozowych problemów. Dwie pieczenie przy jednym ogniu! Zainscenizujemy wielki pożar Rzymu i przećwiczymy ewakuację obozu! Niech harcerze uciekają do jeziora wcześnie wyznaczonymi (oczywiście krepiną) ścieżkami ewakuacyjnymi. Tylko czy jest sens palić cały las? Może tylko kawałek? Może tylko jakiś namiot? Druh M. się zamyślił. A jeżeli moja rada obozu zdecyduje, że to ma być mój namiot? Ja się będę z godnością ewakuował, a tam spłoną wszystkie moje najważniejsze papiery. Mulin się zamyślił. To chyba nie będzie dobry pomysł. Nie, pożaru Rzymu nie będzie.
Ale ale, już wiem! – na twarzy Mulina zakwitł uśmiech. Będziemy mieli katakumby! Będziemy je budować od pierwszego dnia obozu. Wykopiemy znakomite, najlepsze na świecie, umocnimy je lepiej niż okopy budowane przed I wojną światową na Linii Maginota. Będziemy mieli miejsca pełne tajemnic, miejsce prawdziwej harcerskiej służby, miejsce, gdzie odbywać się będą mogły nasze cudowne, ważne w naszej organizacji obrzędy. I najważniejsze! Wreszcie będziemy mieli miejsce łączący piękne z pożytecznym. Tam będą pracować wszyscy, którzy coś na obozie przeskrobali. Karniaki do katakumb! Och, jakie to będzie piękne!
Druh M. zaczął sobie przypominać dawne karniaki. Te drobne, jak przysiady i pompki. Te średnie, jak mycie garów i przy okazji menażek kadry i te poważniejsze, jak stanie przez trzy godziny pod masztem z ciężkim plecakiem na plecach. To było takie niemądre. Kopanie katakumb. Tak, to jest to. Darujemy sobie ucztę u Poloniusza, darujemy pożar Rzymu, ale katakumby przeważają! Musimy na obozie bawić się w literkę „q”, w „Dokąd zmierzasz?”. To będzie świetna zabawa!