Mój Ulubiony Instruktor obudził się o poranku i zamiast porannej gimnastyki i codziennych ablucji pobiegł do komputera. Męczyło go, że literka „q” jest taka samotna, że o żadnej innej literce niczego jeszcze nie napisał. Spojrzał więc na klawiaturę i pomyślał (jak wiemy, myślenie jest ulubionym zajęciem druha Mulina): – Zajmę się tą literką z prawej strony – literką „p”. Niech będzie symetrycznie.
Banał, straszny banał, jeżeli literka „p”, to muszę się zająć Prawem, tym pisanym dużą literą – Prawem Harcerskim. Ale przecież o tym prawie już prawie (jak to ładnie zabrzmiało) wszystko napisano. I interpretacja, i historia ze wszystkimi zmianami od ponad stu lat. I gawędy do poszczególnych punktów. Lutosławski i Mirowski – epoka ich dzieliła, ale komentowali, komentowali… Dh M. zastanowił się. To może nie Prawo, lecz pionierka? Albo pierwsza pomoc? Posiłki na obozie? Myśli kłębiły się w głowie druha Mulina. Aż parować zaczęły, nie, dość, rzekł do swych myśli dh M. Będzie o Prawie.
A właściwie znów (bo od czasu do czasu pisuje na ten temat dh J., znany z rozlicznych dyskusji w internecie) o punkcie, którego nie ma. Powiecie, nie ma, bo go nie było od początku i tylko złe moce wprowadziły go w czasie, gdy to i owo w harcerstwie popsuto, również i tekst Prawa Harcerskiego. A później dobre moce doprowadziły, że Prawo jest takie, jak w pysznych latach trzydziestych ubiegłego wieku. (Pysznych od pyszności, na przykład pyszny jest tort bezowy, a nie od pychy, która nas otacza i której nie tolerujemy).
O jakim punkcie piszę? Oczywiście „Harcerz chce wiedzieć więcej, niż wie, umieć więcej niż umie”. To taki punkt, który powinien być głównym mottem naszych programowych działań. Powiecie, że nie on, bo ważniejsza jest postawa, morale członka organizacji, służba, stosunek do innych ludzi itd., itd. Pewnie będziecie za każdym razem mieli rację. Bo jak wiemy, nie wiadomo, kogo kochać bardziej – mamusię czy tatusia, a walka zwolenników Wielkiej Nocy nad zwolennikami Bożego Narodzenia nadal nie wygasła. Tu będziemy się pięknie różnić.
Dlatego dh M. pozostał przy swoim poglądzie. Bo wśród różnorodnych postaw, dbania o wszechstronny rozwój zdobywanie wiedzy, bardzo wszechstronne jej zdobywanie oraz ciekawość świata są niezwykle ważne. Jak być mądrzejszym bez realizacji w praktyce takiego zalecenia? Jak się kształcić? Bo nie jest rolą harcerstwa wszechstronne kształcenie? To rola szkoły i tylko niej? Mój Ulubiony Instruktor westchnął ciężko. O naiwni! Szkoła uczy, a nasza pionierka, nasze rozpalanie ogniska, nasze budowanie szałasu i spanie w nim, nasze zawody na orientację itd., itd. nie uczą? Nie uczą żyć? Nie dają harcerzowi prawdziwej wiedzy o świecie?
I mógłby długo dh Mulin uzasadniać, jak uczymy. Mógłby udowadniać, że owa nauka jest bardzo różnorodna, ale buzujące myśli bardzo go zmęczyły. Nie myśleć na ten temat dłużej nie będzie. Tylko jeszcze sobie uświadomił, że już tyle wie i chce wiedzieć więcej. I nie wie, co zrobić, aby członkowie jego ulubionej organizacji nie tylko myśleli podobnie, ale zdobywanie wiedzy i umiejętności wprowadzali na co dzień w czyn? Aby ten punkt starego, z minionej niesłusznej epoki jednak zagnieździł się w ich umysłach. Aby nie uleciał w niebyt wraz z ową epoką, do ideałów której już na pewno nie wrócimy.
Dh Mulin nie znalazł właściwego rozwiązania. Westchnął więc ciężko, zamknął komputer i poszedł pod prysznic.