Mój Ulubiony Instruktor siadł na swym ulubionym fotelu. Po pięknym dniu nastąpił zimny i pochmurny wieczór. Jak dobrze, że można wypić gorącą czarną kawę (bez cukru i bez mleka) i nie być zafascynowanym innymi używkami, które mogą doprowadzić do nałogów. Co prawda wtedy mógłby z nimi walczyć, ale walka była obca druhowi Mulinowi. Cisza, spokój, to dh M najbardziej lubił. Popatrzył w przestrzeń, a później spojrzał na klawiaturę swego komputera. Jak to się stało, że zajął się do tej pory tylko literkami z górnej części klawiatury? Natychmiast musi to zmienić. Z lewej strony na dole jest literka „z”. Niech więc będzie ta literka spod końca alfabetu. „Z” jak zastępy.
A z zastępami w znanej dh. M. okolicy jest nie najlepiej. Niby są, a jakoby ich nie było (oj, jakoś literka „u” w pamięci Mulina się pęta, co w jego skojarzeniach robi Urszulka mistrza Jana?). Praca zastępami, zwana tu czy ówdzie systemem zastępowym, nie działa. No, prawie nie działa.
Bo tak naprawdę jest tak: Drużyna jest podzielona na zastępy. Zastępy mają swoje nazwy. I mają swoich zastępowych. A zastępowi noszą brązowe sznury. I to by było na tyle. Koniec. Kropka. Tu czy ówdzie dh Mulin widział, że jest prowadzona rywalizacja między zastępami. Bo gdzieś są płacone składki i to się liczy. Albo oceniana jest obecność harcerzy na zbiórkach i jeszcze przychodzenie na te zbiórki w mundurach. Ach, jakaż to nadzwyczajna rywalizacja! Jak wyzwala inicjatywę harcerzy! Mój Ulubiony Instruktor siedział i myślał… Przecież powinno być zupełnie, ale to zupełnie inaczej.
Bo gdyby tak zastęp był zgraną ekipą kilku chłopaków (dziewcząt też), gdyby spotykał się co tydzień realizując zadania niezbędne do zdobycia stopni? Gdyby zastęp wybrał się razem do teatru (może z którymś z rodziców jako opiekunem)? A gdyby przygotował zbiórkę drużyny, oczywiście konsultując ją ze swym drużynowym? Pomysły kłębiły się w głowie druha M. Z tych wszystkich myśli można by zbudować cały poradnik dla znakomitych zastępowych. Ile taka grupa mogłaby zdziałać, gdyby tylko ktoś na to pozwolił i ktoś taki zastęp wspierał swymi pomysłami… Ba, gdyby drużynowy na takie eksces, jak samodzielność zastępu, pozwolił.
Dh Mulin wypił łyk ulubionej kawy, uspokoił się i ponownie zamyślił. Historia, historia, ponoć ją znając i wykorzystując doświadczenia przodków możemy działać lepiej. To jak było przed laty? Podobno w dawnych czasach taki zastęp posiadał swój plan pracy. A zastępowy prowadził książeczkę/notatnik zastępu. A do tej książeczki wpisywane były różne informacje, bardzo różne. Także plany zbiórek. Zupełnie samodzielnych. Mój Ulubiony Instruktor przypomniał sobie jeszcze, że taki zastęp miał swojego kronikarza i prawdziwą kronikę. Z zapisami, rysunkami, szkicami, zdjęciami itd., itd. Nie, dh Mulin nie może sobie pozwolić, by znów w jego głowie zaczęło coś buzować. Zadał sobie jednak pytanie: Czy jest gdzieś w jego okolicy, ba, dalszej okolicy, ba w całym hufcu choć jeden normalny zastęp? Charakteryzujący się jeszcze jedną cechą zastęp ten w pełnym składzie pojechał na obóz. Czy to jest dziś możliwe?
Za oknem ciemno. Smutek ogarnął Mojego Ulubionego Instruktora. Przecież bez zastępów, bez tego całego systemu całe harcerstwo na nic. (No nie, jeszcze fragmencik „Zielonej Gęsi”? Czy to znów cytat?). Dlatego coś trzeba by zrobić, aby zastęp znów był po prostu zastępem. Na dnie filiżanki pozostał ślad fusów. Tak, ten dzień na pewno nie należał do udanych. Ale jest jakaś nadzieja. Nadzieja mieści się w skromnej z góry klawiatury literce „w”. O tej literce w innym odcinku.