Bardzo sobie cenię ten teatr działający od lat w podbiałostockim Supraślu. Chyba niegdyś o nim już pisałem. Działalność Piotra Tomaszuka jest imponująca. Jego teatr ma charakter, jak to określam, totalny. Prawdziwy teatr oddziałujący na wszystkie nasze zmysły. To jest imponujące.
Ucieszyłem się, że dyrektor Warszawskich Spotkań Teatralnych zaprosił „Wierszalin” do Warszawy w ramach cyklu poświęconego pamięci teatru Grotowskiego. Ucieszyłem się, bo świadczy to to także, że obaj panowie dyrektorzy potrafią się porozumieć na płaszczyźnie doświadczeń teatralnych, odkładając (czy w niepamięć?) dawne zgrzyty i niesnaski. W Teatrze Dramatycznym „Faust” w wizji Tomaszuka. Faust przegrany.
Faust od początku, gdy zawiera pakt z Szatanem, jest przegrany. Jego marzenie o młodości i o posiadaniu kobiet (kobiety?) nie spełni się. doprowadzi do nieszczęścia. Nie tylko Małgorzaty, co dość realistycznie pokazane jest w przedstawieniu. (Ta Małgorzata bardzo przypomina nam Ofelię, zresztą odniesień szekspirowskich, może ze względu na tragizm postaci, wydaje się więcej). W drugiej części widowiska na scenie mamy budowaną i zbudowaną szubienicę. Na niej wiesza się w ostatniej scenie tytułowy bohater. Wiesza do góry nogami. Bo w „Fauście” wszystko jest na opak. Szatańska pomoc, szatańska zmysłowa miłość, zdrada, śmierć dziecka. Nic nie jest logiczne, a może właśnie z tego wynika jakaś szatańska logika.
Publiczność (ileż na widowni osób, które znają się na teatrze!) długo oklaskuje aktorów. Ale czy ten teatr dla wybranych może wpływać na nas, przeciętnych widzów? Widzów nie znających treści dramatu Goethego? widzów nie rozumiejących tych szmat, ziemi, symbolicznej czaszki, ognia… Trudno, trudno oceniać teatr dla elit. Ale niech on trwa, niech gra jak najdłużej. Niech owe elity zmusza do myślenia o teatrze dla zwykłych zjadaczy chleba.
Uzupełnienie
Dwa tygodnie wcześniej „Wierszalin” pokazał warszawskiej publiczności „Dziady”. To ich widowisko zbudowane na treściach III części. To też przedstawienie dla wybranych. I z tej wizji Gustawa-Konrada, poety-wieszcza wynika dla widza jeden nieco smutny wniosek. Ten Mickiewicz napisał bardzo długą, bardzo nudną Wielką Improwizację. Dlaczego pozostaje mi w pamięci ten monolog? Dlaczego nie pieśni, interesująco wykonane, dlaczego nie tragedia młodego Rolisona? Albo tragedia wileńskiej młodzieży? dobre, bardzo dobre, nie żałuję, że wyprawiłem się na daleką Białołękę, aby „Dziady” obejrzeć. Nie żałuję. Tylko dlaczego ten Mickiewicz nie zachwyca? A przecież zgodnie z tezami Gombrowicza zachwycać ma obowiązek.
PS A w przypadku końcówki „Fausta” zamiast tragicznych jego słów cały czas brzmiało mi w uszach marzenie Gobrowiczowskiej Albertynki. Ten Gombrowicz ma na mnie ogromny wpływ.