Popatrzył Mulin przez okno. Świat jakiś zamulony. No nie, zamglony. Czy tak, czy inaczej, wychodzić się na dwór nie chce. Mój Ulubiony Instruktor, nawet gdyby świeciło słońce, i tak wyjść by nie chciał. Ale pozwólmy mu myśleć, że mogłoby być inaczej. Mulin popatrzył i przypomniał wtedy sobie ogniskowe obozowe ciepełko, bijące z rozżarzonych drew. Tak, usiadłby przy ognisku i pośpiewał kilka ulubionych piosenek jego ulubionej organizacji. W jego ulubionej nie największej organizacji ogniska jakoś ostatnio wyszły z mody. Nie wiedzieć dlaczego znani mu harcerze uważają codzienne ogniska za coś dziwnego, jakby z innej epoki. – No tak – Mulin aż krzyknął z zachwytu nad własnym intelektem – przecież właśnie mamy inną epokę! – Dzisiaj harcerze – znajomi druha Mulina organizują ogniska „obrzędowe”, takie ze strażnikami ognia, obrzędowym rozpoczęciem, harcerskimi piosenkami… i ogniska „zwykłe”, gdzie się pląsa, wygłupia i na których nie trzeba mieć mundurów. – Ale, ale… – mózg Mulina pracował na najwyższych obrotach – w czasie tych „obrzędowych”, aby nie było nudno, też harcerze pląsają a na tych „zwyczajnych” drużynowy wygłasza gawędę. To czym się one różnią? Mundurami? I dlaczego na tych „obrzędowych” ma być nudno? Zastanawianie się nad współczenymi wersjami ognisk, których i tak jest jak na lekarstwo, bardzo zmęczyło druha Mulina. Na dodatek za oknem zaświeciło od dawna oczekiwane słońce. Mulina zawsze bawiły ogniskowe tradycje. Ta powaga, to „rycerskie” mianowanie strażników. Nie, to nie dla niego. Co więc było takiego, że Mulin lubił siedzieć przy codziennym obozowym ogniu? Czy tylko to ciepełko? Nie, chyba nie tylko to ciepełko. Po prostu członkowie jego organizacji śpiewali. Śpiewali godzinami, śpiewali z gitarą i bez. Nie mieli w ręku drukowanych śpiewników, czasami któryś z nich – zazwyczaj obozowy biszkopt – miał zeszyt ze spisanymi piosenkami. Ale to była rzadkość. Mulin zamyślił się. Niegdyś potrafili śpiewać godzinami bez śpiewników a dziś nie potrafią? Co się stało? Pamięć członków ulubionej niewielkiej organizacji osłabła? A może, nie wiedzieć dlaczego, już teraz na zbiórkach się nie śpiewa? A może na obozach, gdy jest brzydka pogoda, nie siadają harcerze w namiotach-świetlicach i nie uczą się nowych piosenek? A może zwyczaj obozowy: „Każdego dnia nowa piosenka, czyli mamy naszą piosenkę dnia” odszedł do lamusa? A może wszystko razem i jeszcze kilka innych powodów spowodowało prawie że upadek normalnych codziennych ognisk? Bo jeżeli członkowie jego małej organizacji mieliby się codziennie nudzić, to po co ich zanudzać?
Przyszły nowe czasy w jego niedużej organizacji. Śpiew stał się niemodny. Siedział Mulin w swym ulubionym fotelu i zamiast przysypiać, zaczął sobie podśpiewywać ulubione piosenki Bułata Okudżawy. I te antywojenne, i te o Moskwie. I o przyjaźni, a tę o ostatnim trolejbusie zaśpiewał nawet dwa razy. I nadal marzył o prawdziwym ognisku, prawdziwym ogniu i jego wymarzonej niewielkiej organizacji.
PS Mulin spojrzał do kalendarza. Jakiż piękny dzień! „Rozkazowy”. Niektórzy uznali, że to początek istnienia jego niewielkiej organizacji. Czy nie powinien więc zacząć myśleć na zupełnie inny temat? Nie, myślenie na dwa tematy to by była przesada. Niech już zostanie myślenie o niebieskim trolejbusie, ognisku i Okudżawie.