I znów taka sama wiadomość. Odchodzi kolejny instruktor harcerski, z którym na co dzień pracowałem/współpracowałem kilka dobrych lat. I o którym od lat myślałem, jak o wielu innych, że byłoby dobrze się z nim spotkać, przypomnieć dawne czasy. Wypić kawę. Porozmawiać o starych znajomych.
Z Wieśkiem pracowaliśmy w „Drużynie” w latach osiemdziesiątych. Była to końcówka poprzedniego ustroju, gdy cała prasa harcerska była wydawana przez Młodzieżową Agencję Wydawniczą. Zmiany ustrojowe to między innymi likwidacja MAWu, a więc w roku 1990 staliśmy się bezrobotnymi. Nasze drogi się rozeszły. Ja zacząłem organizować dział wydawniczy w Głównej Kwaterze, a gdzie rozpoczął pracę Wiesiek? Nie wiem.
„Drużyna” była trzema autonomicznymi miesięcznikami. Szefową była Jola, Wiesiek jej zastępcą. Nie wtrącali się do tego, jak redaguję „Drużynę – Na Tropie”. I do dziś jestem im (a teraz oboje przeszli do tego lepszego ze światów) wdzięczny. To naprawdę, wierzcie mi, najlepsza cecha szefów – nie przeszkadzać w wykonywaniu codziennej pracy. Wiesiek i Jola przyszli do naszego pisma z „Motywów”, byli od lat zaprzyjaźnieni.
Wiesio był tak samo długo instruktorem, jak ja. Tyle że on wychował się w Hufcu Warszawa Ochota, w „21”, na Ochocie był instruktorem zuchowym, jakiś czas namiestnikiem, był też komendantem Hufca Śródmieście. Opowiadał o prowadzonych przez siebie obozach. O harcerskiej służbie. Wiesiek pracował też w Głównej Kwaterze. Ja, instruktor z Pragi-Południe i Wydawnictwa Harcerskiego byłem w zespole „Drużyny” nieznany. I nie da się ukryć, że między innymi dzięki Wiesiowi nowy dziennikarz, jakim wówczas byłem, poczułem się w tym towarzystwie jak w cudownej harcerskiej rodzinie.
W nekrologu jego prawdziwa rodzina napisała, iż był dziennikarzem harcerskim. To prawda. Wiesiek znał się na dziennikarstwie. Znał się na harcerstwie. Nie pisał tak wiele jak ja, był za to doskonałym organizatorem naszej wspólnej pracy. Bardzo dobry zastępca Joli, która nami kierowała. Wiesiek był też szefem ówczesnej mutacji młodszoharcerskiej „Drużyna – Propozycje”.
Nie da się ukryć – czas pracy w „Drużynie” to był także czas naszej powoli odchodzącej młodości. Może dlatego bawiliśmy się też tak ochoczo w naszej redakcyjnej niewielkiej ekipie? Często z Wieśkiem na czele, który był człowiekiem tak radosnym. Bawiliśmy się w redakcji w starym budynku, dziś chyba przeznaczonym do remontu przy Prostej (Rondo ONZ). Bawiliśmy się w Załęczu, na wyjeździe do Berlina, w „Perkozie”… jak to było, że wszyscy w kilkuosobowej redakcji bardzo się lubiliśmy. A teraz nasz mały zespół znów się zmniejszył. Żal.
PS W czasie uroczystości pogrzebowych podszedł do mnie D. – przyjaciel Wieśka – i powiedział: – Wiesz, ostatnio Wiesiek mówił, że bardzo chciałby się z tobą zobaczyć. Chciałem znaleźć kontakt do ciebie, ale jakoś mi się nie udało. – Cóż, na tym świecie już się nasze spotkanie nie odbędzie.