Mój ulubiony instruktor stał Nie jest to pozycja, w której czułby się komfortowo. Stał jednak i patrzył, tak, tak, patrzył przez okno. A za oknem piękna polska jesień. Trochę jeszcze liści zielonych, większość czerwonych i żółtych. A te uschnięte leżą już pod drzewami. Biedne – pomyślał. I jego myśli poszybowały jesiennie. Zbliżał się ten czas, kiedy druh Mulin miał obowiązek wyjść z domu i razem ze swymi licznymi rodakami udać się na cmentarze. Odwiedzić groby tych najbliższych, groby tych bliskich i groby tych, o których już nikt nie pamięta. Ale tradycja każe i na tych ostatnich zapalić znicz. Mulin miał stałą trasę wędrówki. Co roku taką samą. Czasem zdarzało mu się ją zmienić i wtedy czuł się na cmentarzu zagubiony, czyli zdezorientowany. To tak, jakby swą ulubioną filiżankę kawy wypijał siedząc nie na swym ulubionym fotelu, ale na kanapie. Przecież wtedy perspektywa pokoju całkiem się zmienia. Mulin pomyślał, że mógłby wtedy odstawić swą ulubioną filiżankę zamiast na stoliczek podfiliżankowy, ale na pustą przestrzeń podłogi. Oto do czego może doprowadzić zmiana zwyczajów. A na cmentarzu można się zagubić i od dnia Wszystkich Świętych krążyć wśród duchów aż do Zaduszek. Okropne!
Jesień to taka smutna pora. Myśli jakieś bardziej egzystencjalne… Mulin jeszcze mocniej i głębiej się zamyślił, choć nie wiadomo, czy nie doszedł już do jakiejś egzystencjalnej ściany i dalej iść już się nie da. Cóż, wypiję kawę i pójdę na te groby. Z rozmyślań o życiu i nieubłaganej śmierci doszedł do poziomu organizacyjnego. Pójdę na groby ciotek i wujków, znajomych i mniej znajomych. A grobów przybywa. Co miesiąc do Mulina dochodzą wieści, że ktoś, kogo lubił, znał, cenił (no, nie przesadzajmy z tym cenieniem) odszedł do tego lepszego ze światów. Mulin odszedł od okna i z utęsknieniem popatrzył na swój fotel… Lubił tę frazę… lepszy świat. I przypomniał sobie, że poza wujkami i ciociami są jeszcze członkowie jego ulubionej organizacji. _ No, tak, im też się coś od życia należy, to znaczy chciałem pomyśleć – coś im się po życiu należy. Na przykład dobra pamięć. I zaczął liczyć. Kto gdzie został pochowany. Kogo poza kuzynami i krewnymi jeszcze powinien odwiedzić. Oj, dużo… Dużo. Może wypiję kawę, pomyślę i wybiorę dla mnie najważniejszych. I zrobię szkic drogi marszu. Bo przecież z tymi zniczami nie mogę się na cmentarzach zgubić. Nie mogę. Powoli zbliżał się do fotela, by z westchnieniem ulgi na ni usiąść. Przecież wędrówka po cmentarzach to za tydzień.