Na długo, bardzo długo odciąłem się od bieżących wydarzeń kulturalnych, od tego, co proponowały różne instytucje w wirusowych czasach. Ale ja dziś nie o tym. Bo wirus zrobił mi kłopot. W czasie tych tygodni (a niedługo będzie można napisać – miesięcy) zostaliśmy odcięci od prawdziwego, normalnego teatru, kina czy filharmonii. Od prawdziwej kultury. Dla mnie, okazało się, że to nie tyle kłopot, lecz ogromny kłopot.
Tak się zdarzyło, że na wiosnę miałem kupionych kilka biletów. I nawet, jeżeli w niektórych wydarzeniach będę w przyszłości uczestniczył, to już nie będzie to samo. Najsmutniejsze, najgorsze dla mnie było przełożenie Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego. Prawdziwe zmartwienie. Cóż mi z tego, że koncert zapowiedziany na Wielki Piątek odbędzie się 13 września. Jeżeli rzeczywiście się odbędzie. To już nie będzie ta atmosfera, nie będzie zbliżających się Świąt (chyba że odległe Boże Narodzenie). Pożegnalibyśmy tego dnia Mistrza Pendereckiego, którego kompozycji słuchaliśmy w trakcie festiwalowych koncertów. Tak, tu wirus zrobił mi dużą krzywdę. Miałem bilety (i mam nadal) także na inny koncert tego festiwalu, ale w tym przypadku to już nie taki żal. Przed Wielkanocą miałem też obejrzeć „Jezusa Chrystusa Superstar” w Teatrze Rampa. I nic z tego. A podobno ten musical dobrze jest w Rampie wystawiany.
Ale biletów miałem więcej. W Narodowym chciałem obejrzeć „Woyzecka”. Kilka dni po premierze. Pisano, że został nowocześnie, oryginalnie wystawiony. Na wiosnę nie obejrzę. W Romie miałem być na recitalu na małej scenie, w Teatrze Lalka na przedstawieniu, którego tytułu nie pomnę, polecone przez znajomych jako nieprawdopodobnie interesujące widowisko. I jeszcze ominęła mnie pod Pałacem Kultury „Tosca” – już w czerwcu, pod koniec sezonu. Ciekaw jestem, czy jest ona przełożona o rok.
Siedzę więc w domu. Koronawirus nas uwięził. Ale oczywiście tkwi we mnie żal, bo nikt mi tych przedstawień, tych koncertów nie zwróci.
Były to bilety kupione przed 10 marca. Ile jeszcze innych wydarzeń kulturalnych mnie ominęło? Między innymi dlatego nie lubię koronawirusa. Pewnie to nieco naiwne, takie prostackie. Ale nie da się ukryć, że życie się toczy i ten aspekt sytuacji „więziennej” z tego powodu jest bardzo dla mnie ważny.