Pamiętamy wszyscy, że dla dzieci trzeba pisać tak samo jak dla dorosłych, tylko lepiej. Wydaje mi się, że w czasach epidemii nasze działania, szczególnie te on-line, powinny być takie same, tylko… lepsze. No tak, ekran komputera jest bardziej wymagający niż wszelkie działania, w których bezpośrednio uczestniczymy. I to jest niezależne od tego, czy są to zajęcia z klasą szkolną, czy rozmowa, w trakcie której staramy się o pracę, czy też spektakl teatralny.
Narzekałem już na występy artystów opery. Przecież głos z internetu nie może dorównać temu, który słyszymy w sali operowej. Ale teraz będzie o teatrze. Tak, o takiej transmisji „na żywo”, transmisji przedstawienia, za które trzeba zapłacić. (Fakt, że nieduże pieniądze). Rzecz firmuje aktor z nazwiskiem, wydaje się – nie puści gniota. Dobry reżyser, wspaniały muzyk, przygotowujący właściwą oprawę. Zapowiedzi obiecują dobrą zabawę.
I co? Ano właśnie nic. Słabiutkie widowisko, ani zabawne, ani mądre. Zastanawiam się, co się stało, bo przecież teoretycznie powinno mi się podobać… I odpowiedź jest jedna. On-line należy pokazywać spektakl jak w normalnym teatrze, tylko lepiej. W teatrze publiczność reaguje. Czasami wybrzmiewa śmiech, czasem odzywają się oklaski. Ktoś za głośno szumi papierkami, gdzieś (ku zgorszeniu widzów) usłyszymy brzęczenie telefonu. Tej widowni, tego kontaktu z publicznością w transmisji on-line nie ma. Cisza. Tylko tam, przed kamerą, ktoś bardzo się stara nas zabawić. I my na fotelu czy kanapie strasznie mu współczujemy, że nic mu z tego nie wychodzi.
Przerzucając programy telewizyjne czasami trafiam na ulubione przez Polaków transmisje z występów rozlicznych kabaretów. I rzecz się powtarza. widownia szaleje, śmieje się, klaszcze. A ja z politowaniem słucham żartów słownych i patrzę na beznadziejne przebieranki aktorów. Zastanawiam się – dlaczego oni (ci na widowni) są tak zachwyceni, przecież te wygłupy są beznadziejne. Tak, ale gdybym siedział w jakimś amfiteatrze, w jakiejś sali i obok mnie znajdowaliby się sami rozbawieni widzowie, też pewnie bym reagował jak oni. Przed telewizorem jest inaczej.
Nie będę recenzował „sztuki”, jaką oglądałem on-line, to nie ma większego sensu. Mam nadzieję, że twórcy tego nieudanego spektaklu sami zauważą, że takie eksperymenty nie powinny się powtarzać. Grać dla prawdziwej widowni – OK, można. A dla tej nowej, komputerowej widowni trzeba zagrać tak samo, tylko lepiej.