Już raz o tym pisałem, ale nie mogę nie napisać na ten temat powtórnie. Hotel dla dorosłych po sezonie. Na Teneryfie. Luty na Wyspach Kanaryjskich – trochę ponad 20 stopni w dzień (ale w rzeczywistości termometr pokazywał też 27 stopni), nieco chłodniej w nocy (ale nie jest zimno). Nawet raz popadało. Jak mówili miejscowi – dwa tygodnie wcześniej nawet przez chwilę padał śnieg. My mieliśmy ciepło, sympatycznie, tak, aby położyć się na leżance i czytać książkę. Ocean ma pewnie ze 20 stopni, ratownicy na plaży codziennie, pilnują nielicznych kąpiących się.
Wokół międzynarodowe towarzystwo 60+. Nic dziwnego, ci młodsi gdzieś w Alpach, a najmłodszych do hotelu nie wpuszczają. Nie ma więc krzyczących dzieci. Nie ma też krzyczących dorosłych. Chyba że przy stoliku usiądzie kilkoro Włochów, z których ze dwoje niedosłyszy. Ale nie jest to częste.
Hotel zapełniony pewnie w połowie. Nikt o nic nie walczy. Kelner podchodzi szybko i przyjmuje zamówienie (oczywiście można iść do restauracji z bufetami, ale znacznie milej jest dostać jedzenie przyniesione do stolika). Nie, nie będę opisywał śniadań, obiadów i kolacji. Były smaczne i ładnie podane. Wpadkę miałem w czasie pierwszego obiadu – przystawka, danie główne i deser. Przystawkę zjadłem, dania głównego połowę, a deser tylko spróbowałem. Nie dało się tego przejeść. Od drugiego dnia zamawiałem tylko to danie zasadnicze. Czasem po nim kawa. I tyle. Cóż, człowiek uczy się na własnych błędach. Tylko w trakcie włoskiego wieczoru degustacyjnego zjadłem pięć dań, ale, jak to przy degustacji, były one niewielkie.
Przyjemne wieczory. Ktoś gra, ktoś śpiewa, czasem tańczy. Jak to w takich hotelach, ktoś udaje Elvisa, ktoś śpiewa repertuar ABBA. Spokojnie, dla starszych państwa. Kelner roznosi drinki… Koło 23.00 wieczór się kończy, można jeszcze zostać i sączyć drinki dalej, ale w sali już pusto, pensjonariusze poszli spać.
Niektórzy witają się z obsługą jak dobrzy znajomi. Czy rzeczywiście są tu po raz kolejny, czy to tylko taka gra? Ale nie da się ukryć – wszyscy są tu uśmiechnięci. Choć maseczki w pomieszczeniach zakrywają twarze. Należy jednak coś jeść lub pić, a wtedy maseczki już gdzieś mamy schowane.
Czy warto lecieć kilka godzin, aby przez tydzień zaznać odrobiny luksusu? Zdecydowanie tak, tylko czy wrócić do tego samego hotelu, czy też wybrać inny? Oto pytanie godne Hamleta.
