Tak, to już była najwyższa pora zrobić coś z moją prawą nogą a właściwie moim prawym biodrem. Chodziłem jak kulawy staruszek ledwo się poruszając do przodu. Ludzie ustępowali mi miejsca w autobusach (i słusznie), ale noga bolała i żadne masaże i jakieś rehabilitacje nie przynosiły pozytywnych efektów. Dlatego znalazłem się w powiatowym szpitalu w okolicach Warszawy, a jego lekarze otrzymali zadanie – wstawić implant, niech facet, czyli ja, chodzi normalnie.
Dlaczego w szpitalu podwarszawskim? A dleczego nie? Jeżeli robią operacje dobrze, to można oddać się w ich ręce. W Polsce taka operacja to banalny zabieg – wykonuje się ich ok. 50 tys. rocznie. Nie mam wielkiego szpitalnego doświadczenia, ale ludzie mówią, więc na podstawie tych opowieści kilka refleksji.
1. Atmosfera – taka trochę rodzinna, oczywiście jesteśmy nieco traktowani przedmiotowo, ale tam się mnóstwo osób zna. Więc pielęgniarki to takie nieco groźne ciocie, przestrzegają reguł, nie dadzą dodatkowego środka przeciwbólowego, ale pójdą do lekarza dyżurnego i o dodatkową kroplówkę poproszą.
2. Czystość – jest naprawdę czysto. cała podłoga zmywana, nie tylko jej środek. Codziennie wymieniana pościel, nie ma takiej sytuacji, ze gdzieś na prześcieradło pociekło kilka kropli krwi i pielęgniarce to nie przeszkadza. Zafascynowany patrzyłem, jak było myte łóżko przed przyjęciem kolejnego pacjenta. Naprawdę było dezynfekowane i myte.
3. Wyżywienie. Kuchnia na miejscu. Dostałem na talerzu gorącą zupę. Jak w domu. Gdyby jeszcze można było otrzymywać nieco więcej witamin, ale rozumiem, że na pacjenta są przydzielone jakieś niewielkie środki. Brakowało mi jeszcze złotówki na tego ogórka lub pomidora do codziennej kanapki z wędliną.
4. Nasi lekarze – oddział szpitalny niewielki, najwyżej dwadzieścia łóżek. Oni nas po prostu znali, dlatego obchód był szybki. Nie ma potrzeby zachwycać się moją prawą nogą. I przed operacja, i po.
5. Pacjenci. O nich mógłbym długo, ale nie każdy chciałby być tu opisywany. Powiedzmy – byli różni. I tacy, którzy rozpoczynali głośną konwersację o godzinie 4.15 nad ranem (wyspali się już, więc niech się cały oddział obudzi), i tacy, którzy niezależnie od stanu zdrowia musieli wyjść na papierosa (w całym szpitalu czujniki, od jednego dymku w łazience mogłaby przyjechać straż pożarna), i tacy z wypadków – trzeba ich składać na stole operacyjnym. Byliśmy bardzo różni.
6. Telewizor. Jest, bezpłatny. Taki nieco dziwny – z dwoma programami – rządową jedynką i drugim programem – sportowym. Staram się dochodzących do mnie dźwięków nie słuchać z wyjątkiem nowatorskiego i nigdy przeze mnie nie oglądanego programu o 19.30. Czekam, w którym momencie zostanie zaatakowany Donald Tusk. I wiecie co? Atakowany, obrzydzany był codziennie. Jednak mają oni na Woronicza jakąś tuskomanię.
Czy gdybym miał te doświadczenia drugi raz chciałbym się znaleźć w szpitalu powiatowym? Moje drugie biodro wcale nie jest w idealnym stanie i kto wie, czy za jakiś czas w tym samym szpitalu się nie zamelduję. Prosta odpowiedź.